Przejdź na nową stronę

AKTUALNOŚCI

2017-05-09

Vincenzo Nibali: Samotny Rekin [sylwetka]

Jakim człowiekiem jest Vincenzo Nibali, który broni tytułu w 100. edycji Giro d'Italia? Sylwetkę czterokrotnego zwycięzcy wielkiego touru przybliża prestiżowy "ProCycling Magazine". W artykule znalazły się wypowiedzi lidera Bahrain-Merida i jego wieloletniego trenera, Paolo Slongo. Dowiadujemy się z niego m.in., dlaczego ojciec pociął Nibalemu rower piłą do metalu i czemu nie chce on być jak Froome.


fot. www.facebook.com/BahrainMerida

Poniżej przedstawiamy tłumaczenie skróconej wersji artykułu, który ukazał się w majowym wydaniu prestiżowego "Pro Cycling Magazine". Z oryginalną treścią można się zapoznać na www.cyclingnews.com.

Przed finałowym weekendem Giro d’Italia 2016 nikt nie spodziewał się, że Vincenzo Nibali będzie miał szansę zdobyć różową koszulkę. Atak ostatniej szansy dał mu jednak drugie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej wyścigu. W majowym wydaniu magazynu „Procycling” „Rekin z Mesyny” tłumaczy, dlaczego z dużymi nadziejami podchodzi do tegorocznego wyścigu, który chce wygrać po raz trzeci w karierze.
 
Zwycięstwo w tegorocznym Giro d’Italia pozwoliłoby dołączyć Vincenzo Nibalemu do elitarnego grona zaledwie ośmiu kolarzy, który wygrali „Corsa Rosa” trzykrotnie. Jego nazwisko zapisałoby się także w historii jako triumfatora setnej edycji wyścigu i ugruntowałoby jego pozycję najlepszego włoskiego kolarza pokolenia.


fot. BettiniPhoto

Sława, skupianie na sobie uwagi i rekordy niewiele jednak znaczą dla Nibalego. Kolarstwo to dla niego dużo bardziej osobista kwestia. Przeniósł się do Toskanii z rodzinnej Sycylii, gdy miał zaledwie 16 lat. Przekonany o swoim talencie, z wrodzoną determinacją podążył za własnymi ambicjami. – Nie sądzę, żebym musiał udowadniać cokolwiek komukolwiek z wyjątkiem samego siebie – mówi Nibali „Procycling” podczas ekskluzywnego wywiadu, w którym ujawnia swoje bardziej ludzkie i wrażliwe oblicze, inne od tego, które widzimy podczas wyścigów. – Wiem, skąd pochodzę. Znam swoją historię. Trudno było mi przenieść się z Sycylii do Toskanii, ale właśnie tego naprawdę chciałem. Stając się kolarzem, odnalazłem swoją drogę w życiu – mówi. – Dzięki zwycięstwie w Giro d’Italia i Tour de France mogę się teraz cieszyć jazdą Porsche, ale jest to dla mnie tak normalne jak jazda autobusem. To nic szczególnego, bo nie zapomniałem czasów, gdy czekałem na przystanku na autobus do szkoły w Empoli, a po lekcjach trenowałem z dala od rodziny i przyjaciół. Nie zapomniałem o swoich korzeniach.
 

fot. BettiniPhoto

Nibali słabo mówi po angielsku, dlatego rzadko mogą go usłyszeć ci, którzy nie rozumieją po włosku. To dla nich duża strata, ponieważ Nibali potrafi być przenikliwy i pełen emocji, nawet w rozmowie o kolarstwie. W jego akcencie wciąż nie brakuje śladów sycylijskich korzeni, ale słychać w nim też trochę dialektu toskańskiego i twardego dialektu weneckiego, który zawdzięcza latom spędzonym w Liquigasie. Z Astany do Bahrain-Merida podążył za Nibalim jego oficer prasowy, Geoffrey Pizzorni. Przestrzega nas przed zadawaniem banalnych pytań dotyczących trasy Giro d’Italia i jego potencjalnych rywali. Zamiast tego podążamy inną drogą, która pomoże nam zrozumieć Nibalego zarówno jako osobę, jak i zwycięzcę wielkich tourów. Nibali może się czasami wydawać powściągliwy i zdystansowany, ale to z powodu swojej nieśmiałości. Uważnie dobiera sobie przyjaciół i decyduje o tym, kiedy i komu udzielić wywiadu. Podczas zeszłorocznego Abu Dhabi Tour odmawiał rozmów z prasą. Przez ostatni rok ignorował część włoskich mediów za ostre nagłówki i krytykę podczas jego trudnych chwil na Giro 2016. Nibali to Sycylijczyk. To oznacza, że prawdopodobnie nigdy im nie wybaczy, ani nie zapomni.


fot. BettiniPhoto

Po zwycięstwie w Tour de France 2014, Nibali wydał swoją autobiografię, którą stworzył wspólnie ze znanym włoskim pisarzem Enrico Brizzim: „Di furore e Lealta – Wściekłość i Lojalność”. Tytuł dobrze go podsumowuje. – Myślę, że wściekłość opisuje mój styl jazdy i moją energię. Lojalności oczekuję od osób z mojego kręgu. Uważam też, że sam zawsze byłem lojalny, gdy ścigałem się i wygrywałem wielkie toury – tłumaczy Nibali. Książka opowiada o jego niepokornym dzieciństwie w Mesynie. Przedstawia też, jak miłość do kolarstwa zrodziła się dzięki przejażdżkom z ojcem. Nibali z czułością nazywa go „Lupo”, Wilkiem, przezwisko to Salvatore Nibali otrzymał od przyjaciół za swoją bezkompromisową naturę i zamiłowanie do długich przejażdżek z Mesyny w stronę dzikich wiejskich terenów. Vincenzo, nazywany w domu Enzo, wcześnie otrzymał rower, który miał go trzymać z dala od kłopotów. Wkrótce doczekał się przezwiska „Pulce dei Pirenei”, „Pchła Pirenejów”, z powodu swojej wątłej budowy ciała.


fot. BettiniPhoto

Nibali wspomina, jak ojciec pociął mu pierwszą szosówkę piłą do metalu z powodu słabych wyników w nauce. Kilka tygodni później zespawał jednak rower Vincenzo i przywrócił go do stanu użyteczności. Matka martwiła się przeprowadzką syna do Toskanii w wieku zaledwie 16 lat, ale rodzina nigdy go nie wstrzymywała. Teraz rodzice pojawiają się na mecie wielkiego touru, by świętować sukces syna, a ojciec Nibalego wciąż zabiera go na trening szybkości i jedzie przed nim skuterem, gdy tylko Nibali odwiedza Sycylię na kilka dni. Książka przedstawia także szczegóły kolarskiego rozwoju Nibalego w Toskanii pod okiem dyrektora sportowego młodzieżowej grupy GS Mastromarco. Carlo Franceschi, wspólnie z pozostałymi członkami sztabu amatorskiej ekipy, zabierał Nibalego na wyścigi i opiekował się nim. Wszyscy spotykali się też w klubie robotniczym w Mastromarco, gdzie wymieniali się kolarskimi opowieściami.



Paolo Slongo, który jest trenerem Nibalego od 2008 roku, mógłby wypełnić kilka ważnych rozdziałów jego następnej biografii. Wspólnie przeżywali sukcesy na wielkich tourach, a także wiele trudnych etapów, w tym zimę, która poprzedziła wygraną w Tour de France 2014.  Nibali przyznaje w książce, że być może za bardzo świętował zwycięstwo w Giro d’Italia 2013,  „jedząc za dużo lasagne”. Niewiele trenował, więc Slongo odwiedził go w domu w Lugano i przypomniał o obowiązkach, które spoczywają na nim jako zawodowcu. Było to ważne wydarzenie w historii ich relacji. – Vincenzo często mówi, że łączy nas miłość i nienawiść. Wie, że mu pomagam, ale też nienawidzi mnie, bo potrafię go zmusić do siedmiu godzin treningu, a on wolałby jeździć tylko sześć – opowiada Slongo „Procycling”.
 
Slongo latami zdobywał zaufanie Nibalego. – Na początku nie było łatwo z nim pracować, bo nie za bardzo chciał usystematyzować swój trening. Wolał polegać na swoim instynkcie – mówi. – Nigdy nie próbowałem mu niczego narzucać, ale stopniowo zdał sobie sprawę, że specyficzne ćwiczenia, trening na wysokości i 100%  skupienie na celu mogą się opłacić i pomóc mu wygrać wielki tour. Zawsze szanowałem jego charakter jako kolarza i sposób, w jaki czasami improwizuje podczas wyścigu, ale wprowadziłem też do jego życia i treningu trochę naukowego podejścia – podkreśla.
 

fot. BettiniPhoto

– Nie jest łatwo nakłonić go do zmiany. Jeśli będziesz próbował go do czegoś zmusić, już przegrałeś. Musisz zdobywać jego zaufanie, a później uwzględnić go w swoich planach i często zachęcać go do zrobienia czegoś, drażniąc jego dumę. Wydaje mi się, że to kwestia jego pochodzenia, ponieważ Sycylijczycy są znani ze swej dumy. To także kwestia jego charakteru. Vincenzo reaguje, gdy jego duma jest urażona. Jego umiejętność odpowiedzi na atak, gdy jest już na linach, jest niewiarygodna. Czasami zamyka się i pozwala, by krytyka i docinki w mediach społecznościowych dotknęły go. Wtedy wraca, by walczyć. Czasami boję się, że może mu zabraknąć motywacji, żeby ścigać się przez kolejny sezon, ale on nie jest taki. Rok po roku, sukces po sukcesie, zawsze wraca i chce się wciąż ścigać – mówi Slongo.

W listopadzie Nibali obchodził 32. urodziny i zbliża się do końcowych lat swojej kariery. Twierdzi jednak, że jest bardzo zmotywowany po dołączeniu do Bahrain-Merida. Grupa ta została zbudowana wokół niego. Jest niekwestionowanym liderem i twarzą ekipy, z innych kolarzy na wyścigi etapowe możemy odnotować tylko Iona Izagirre i Janeza Brajkovica. Sukces Nibalego w 2017 będzie miarą sukcesu nowej grupy.

Nibali zadebiutował w zawodowym peletonie w 2005 r. w barwach Fassa Bortolo, jednak początki jego kariery przypadają przede wszystkim na grupę Liquigas. To w tej ekipie odniósł pierwsze zawodowe zwycięstwo w GP Plouay w 2006 r. i w 2010 r. wygrał Vuelta a Espana. Miał wtedy zaledwie 25 lat i wywalczył zwycięstwo na wąskiej drodze wiodącej na szczyt Bola del Mundo wznoszący się nad Madrytem. W latach 2013-2016 Nibali spędził cztery sezony w grupie Astana, mimo że czasami zdarzały się uszczypliwości między nim a managerem grupy, Aleksandrem Winokurowem. Kazachska grupa wykorzystała dojrzałość Nibalego jako grandtourowca, dobrze go opłacała i pomogła mu wygrać Giro d’Italia 2013, Tour de France 2014 i zeszłoroczne Giro.


 
W karierze Nibalego między wzlotami nie brakowało też oczywiście upadków. Wygrał blisko 50 wyścigów, m.in. dwa razy z rzędu zdobywając mistrzostwo Włoch, ale był też zdyskwalifikowany w 2015 roku za trzymanie samochodu na Vuelcie po złapaniu gumy na 2. etapie. Tego samego roku odzyskał jednak swoją dumę i wiarygodność dzięki zwycięstwu w Il Lombardia po solowym ataku. W 2016 roku wygrał Giro d’Italia, ale później znalazł się w ogniu krytyki za jazdę w Tour de France w ramach przygotowania do wyścigu olimpijskiego w Rio. Atakował na ostatnim podjeździe w Rio, ale krótko przed metą miał kraksę razem z Sergio Henao na zjeździe, złamał obojczyk i praktycznie zakończył swój sezon.
 
Bahrain-Merida to dopiero jego czwarta ekipa w ciągu dwunastu lat, po siedmiu sezonach spędzonych w Liquigasue i czterech w Astanie. Lojalność wydaje się dla niego ważna. - Mój ojciec zawsze powtarzał mi: jeśli lubisz swoją pracę i miejsce jej wykonywania, powinieneś długo i intensywnie myśleć, zanim zdecydujesz się na zmiany, bo nigdy nie wiesz, co cię może spotkać – mówi Nibali. – Niektórzy zawodnicy z różnych powodów często zmieniają grupy, niemal każdego sezonu, ale myślę, że dla grandtourowych kolarzy lepiej jest zostać na dłużej w jednej ekipie. Być może potrzebujemy więcej czasu, by zbudować wokół siebie zespół stworzony z zawodników i sztabu, który będzie nam w stanie pomóc wygrywać. Myślę, że Liquigas pomógł mi się rozwinąć, gdy byłem młodym kolarzem. W Astanie byłem gotowy, żeby wygrywać wielkie toury i ta grupa pomogła mi to wykorzystać. Teraz jestem w Bahrain-Merida i muszę po prostu wciąż wygrywać.


fot. BettiniPhoto

W swojej autobiografii Nibali nazywa Chrisa Froome’a  „robotico” ze względu na sposób, w jaki czasami jeździ on, jak i cały Team Sky, używając pomiaru mocy dla kontroli i oceny swojego wysiłku na poważnych podjazdach wielkich tourów. – Mam nadzieję, że moja jazda jest bardziej ekscytująca – Nibali podkreśla swój całkiem odmienny styl. – Niestety obecnie wszyscy musimy ścigać się z pomiarem mocy, który pomaga nam zarządzać naszą pracą podczas wyścigu. Pomaga kontrolować zużycie energii i dostarcza innych ważnych informacji. Wierzę jednak, że to kolarze wciąż tworzą wyścig. Podstawą wszystkiego jest kondycja i fizjologia, ale też wybór właściwej chwili do ataku. Jeśli nie masz tej umiejętności, tej intuicji, wtedy będzie ci bardzo trudno wygrywać wyścigi, a szczególnie trudno wygrywać wielkie toury – zaznacza Nibali.

 
– Staram się stworzyć coś, czego być może brakuje. Pod wieloma względami to jak walka z samym sobą. Zawsze staramy się być lepszymi, walczymy przeciwko samym sobie. Myślę, że u mnie wynika to z osobowości. Jestem w życiu impulsywny, więc jestem też impulsywny, gdy się ścigam. Może nie jest to najlepszy sposób, by wygrać, powiedzmy, Tour de France, ale taki już jestem. Już parę razy przyniosło to dobre rezultaty. 

Źródło: "Pro Cycling Magazine"/cyclingnews.com

Vincenzo Nibali i jego kibice na Giro d'Italia

Czytaj także
Specjalna broń Nibalego na Giro d'Italia - obejrzyj zdjęcia wyjątkowego roweru
Zobacz szczegóły Scultury Nibalego [video]
Konkurs "Giro z Meridą" - prześlij zdjęcie i wygraj

Vincenzo Nibali w tunelu aerodynamicznym [video]
Nibali i jego świta gotowi na Giro [video]
Bahrain-Merida poprawia aerodynamikę
Vincenco Nibali: rowery Merida przypadły mi do gustu